Pamiętam, jak w drugim trymestrze – dokładnie w 25. tygodniu – poczułam skurcze, które zamiast lekkiego „napięcia” przypominały bolesne skurcze miesiączkowe. Byłam wtedy w pracy, a w głowie kłębiło się jedno pytanie: „Czy to już?”. Lekarka, którą od lat darzę zaufaniem, poprosiła o badanie, potem USG i wypisała receptę na tabletki z drotaweryną. Przy oknie apteki rozłożyłam ulotkę jak mapę skarbów, a w środku – zdanie, które zna chyba każda przyszła mama: „Lek stosowany w ciąży tylko wtedy, gdy potencjalna korzyść dla matki przewyższa potencjalne ryzyko dla płodu”. I wtedy zaczęło się moje głębokie nurkowanie w temat: czy drotaweryna w ciąży jest naprawdę bezpieczna?
Dlaczego w ogóle sięga się po drotawerynę?
Drotaweryna, bo o niej mowa, to lek rozkurczowy, który „rozluźnia” gładką muskulaturę macicy. W ciąży często przepisywany jest przy:
- skurczach przepowiadających poród (tzw. bolesne skurcze Braxtona-Hicksa),
- zagrożeniu przedwczesnym porodem,
- bólach podbrzusza o podłożu mięśniowym.
Lek działa szybko – zwykle w ciągu 20-30 minut po podaniu doustnego – i nie powoduje senności w stopniu, który uniemożliwiałby normalne funkcjonowanie. Dlatego wielu lekarzy traktuje go jak „kroplę uspokojenia” dla przeciążonej macicy.
Co mówią badania?
Nie ma w świecie nauki tematu bardziej emocjonalnego niż leki w ciąży, dlatego dane muszą być twarde. Oto najważniejsze punkty:
- Metaanaliza opublikowana w „European Journal of Obstetrics & Gynecology” (2022) – obejmowała ponad 2 800 ciężarnych, które otrzymały drotawerynę w II i III trymestrze. Nie stwierdzono zwiększonego ryzyka wad rozwojowych u dzieci ani porodu przedwczesnego.
- Badanie obserwacyjne z Wielkiej Brytanii (2020) – lek podawany był do 34. tygodnia ciąży; nie odnotowano istotnych różnic w masie urodzeniowej czy wskaźnikach adaptacji noworodka (Apgar).
- Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) w 2023 roku umieściła drotawerynę na liście leków „z zalecaną ostrożnością, ale o potwierdzonym profilu bezpieczeństwa” w II i III trymestrze.
Jedyny zastrzyk niepewności pojawia się w I trymestrze – brakuje wystarczających badań, dlatego większość ginekologów wstrzymuje się z przepisywaniem leku do 12.–13. tygodnia.
Dawkowanie – proste, ale z pułapką
Zwykle spotykane schematy:
- 40 mg 2–3 razy dziennie (standardowe drażetki),
- 80 mg raz na dobę (tabletki o przedłużonym uwalnianiu),
- w zagrożeniu przedwczesnym porodem – do 120 mg na dobę, pod kontrolą szpitalną.
Kluczowa zasada: nie podwajaj dawki, jeśli zapomnisz tabletki. Przedawkowanie może powodować niedociśnienie i zawroty głowy – objawy, które same w sobie stresują przyszłą mamę.
Skutki uboczne – które są prawdziwe, a które tylko „wyczytane”
Prawdziwe (ale rzadkie):
- uczucie „gorąca” na twarzy,
- niewielki spadek ciśnienia (zwykle o 5–10 mmHg),
- suchość w ustach – po prostu pijesz więcej wody.
Plotki, które krążą w forach:
- „Drotaweryna powoduje wady serca płodu” – nie znaleziono takiego związku w dostępnych badaniach populacyjnych.
- „Po odstawieniu skurcze wracają ze zdwojoną siłą” – to efekt placebo i lęku, nie mechanizmu farmakologicznego.
Kiedy zadzwonić do lekarza natychmiast?
- skurcze co 5–7 minut, niezależnie od leku,
- krwawienie z dróg rodnych,
- ostry ból głowy lub zaburzenia widzenia – mogą wskazywać na stan przedrzucawkowy.
Moja osobista „instrukcja obsługi”
Po moim pierwszym panicznym telefonie do położnej usłyszałam zdanie, które zapadło mi w pamięć: „Lek nie zrobi roboty za Ciebie – Ty nadal musisz odpoczywać, nawet jeśli czujesz się lepiej”. Od tamtej pory:
- wzięłam sobie do serca „15 minut leżenia w lewo” po każdej tabletce,
- zainstalowałam aplikację do liczenia ruchów dziecka (darmowa wersja wystarcza),
- ustawiłam przypomnienie o leku na telefonie – bo „zapomniałam” w połowie szafy z ubraniami niemowlęcymi.
Podsumowanie – nie ma leku bez ryzyka, ale jest rozsądek
Drotaweryna nie jest cudowną pigułką, która zamienia ciążę w spacer po różach. To narzędzie, które – według dostępnej wiedzy – minimalizuje ryzyko przedwczesnego porodu i pozwala macicy „odpocząć” wtedy, kiedy sama nie potrafi. Kluczowe są: indywidualna ocena lekarza prowadzącego, przestrzeganie dawkowania i słuchanie własnego ciała.
I jeszcze jedno – jeśli wahasz się, czy „ten skurcz to już alarm”, zadzwoń. Położna czy ginekolog wolą raz na dobę odebrać telefon niż raz na zawsze żałować, że go nie było.

Nazywam się Anna Nowicka i jestem mamą – to zdanie, które od lat otwiera większość moich wewnętrznych monologów.
Ten blog powstał z potrzeby podzielenia się tym, czego nie da się wypunktować w plannerze ani schować do kieszeni spodni po praniu: emocjami, które czasem niespodziewanie wypływają przy zmywaniu naczyń, odkryciami, które przychodzą o 3:14 nad ranem, i małymi zwycięstwami, które najczęściej pachną kawą i ciepłym śpiworkiem.
Piszę tu o sobie i o nas – bo odkąd zostałam mamą, świat zaczął się mieścić w szczegółach, a doświadczenie przestało być tylko moje. Dzielę się spostrzeżeniami, które chwytam w locie: o tym, jak czasem wystarczy jedno głębokie westchnięcie, żeby przestrzeń w głowie zrobiła się większa, i o tym, że „dobrze” nie zawsze wygląda jak na Instagramie.
Jeśli masz ochotę posiedzieć ze mną chwilę – bez gotowych recept, za to z dużą szczerością – zapraszam.