Pierwszy raz usłyszałam niepokojący szmer, gdy moje dziecko miało zaledwie kilka dni. Leżałam z nim na sali poporodowej, jeszcze roztrzęsiona po cesarskim cięciu, a neonatolog przystawił stetoskop do malutkiej klatki piersiowej. „Słyszę lekki szmer” – powiedziała. W tamtej chwili serce mojego dziecka zabiło mi w gardle. Dziś wiem, że szum nie zawsze oznacza tragedię. Czasem to po prostu… serce uczące się pracować.
Dlaczego serce noworodka „szumi”?
W pierwszych tygodniach życia serce dziecka jest jak mały, dopiero co odpalony silnik. Mięśnie pracyują, zastawki dopiero się wykształcają, a krew płynie wąskimi naczyniami. To wszystko sprawia, że lekarz może usłyszeć tzw. szmery bez znaczenia klinicznego. Są jak cichutki gwizd wietrzku w szczelinie okna – słyszalny, ale nieszkodliwy. Statystyki szpitali dziecięcych pokazują, że ponad 50% noworodków ma takie szmery w pierwszym miesiącu życia, a większość znika sama, gdy serce „dorośnie”.
Kiedy szmer staje się sygnałem alarmowym?
Byłam przekonana, że jeśli lekarz nie panikuje, to nie ma powodu do niepokoju. Ale kiedy na wizycie kontrolnej pediatra zmierzył tętno mojego malucha i spojrzał na mnie z powagą, wiedziałam, że to coś więcej. Okazało się, że szmer był głośniejszy niż zwykle, a dodatkowo pojawił się charakterystyczny „plusk” podczas skurczu serca. To był moment, w którym zamiast pieluchy pakowałam do torby szpitalnego dokumentację. Diagnoza? Wada zastawki aortalnej. Brzmi strasznie, ale dziś wiem – im wcześniej się to wychwyci, tym większa szansa na to, że dziecko będzie żyło normalnie.
Jak to wygląda od kuchni – badania, które naprawdę robią różnicę
- EKG – pierwszy krok
Naklejają malutkie elektrody na klatkę piersiową, a maluch dostaje do zabawy pluszaka, żeby nie ruszał się za bardzo. Trwa 5 minut, a wygląda jak sesja zdjęciowa dla serca. - Echo serca – czyli USG z supermocami
Tu lekarz widzi wszystko: czy zastawki zamykają się szczelnie, czy krew płynie tam, gdzie powinna. Moje dziecko leżało spokojnie, bo pani doktor włączyła bajkę na tablecie. Ja płakałam w ciszy, ale okazało się, że wada jest lekka i wymaga tylko obserwacji. - Holter – tętno pod kontrolą przez 24 godziny
To taki mały rejestrator, który dziecko nosi w specjalnej koszulce. Wygląda jakby miało na piersi miniaturowego walkmana. W domu bałam się, że zepsujemy go przy karmieniu, ale okazało się wodoszczelny.
Co możesz zrobić jako mama (i dlaczego Twój instynkt ma znaczenie)
Nie jestem lekarzem, ale jestem mamą, która nauczyła się słuchać. Jeśli widzisz, że Twoje dziecko szybko się męczy przy jedzeniu, ma sine ustka albo potrafi zasnąć tylko w pozycji półsiedzącej – zapisz to. Zrób zdjęcie, zanotuj godzinę. Lekarze uwielbiają konkrety, a Twoje spostrzeżenia mogą przyspieszyć diagnozę. Pamiętam, jak pediatrze powiedziałam: „Ona zawsze szybciej oddycha po kąpieli” – okazało się, że to był ważny element układanki.
Moje trzy cenne lekcje, które chciałabym przekazać każdej świeżo upieczonej mamie
- Szmer nie jest wyrokiem. Większość dzieci z szumem żyje normalnie, biega po podwórku i marudzi przy zupie.
- Nie bój się pytać: „Czy to szmer niewinny, czy wymaga konsultacji kardiologa?”. Każdy dobry lekarz odpowie bez patrzenia na zegarek.
- Zaufaj swojej intuicji. Jeśli coś Cię niepokoi, nawet jeśli wyniki są „w normie” – idź dalej. Ja poszłam do trzech różnych specjalistów, zanim usłyszałam: „Wszystko w porządku, ale będziemy obserwować”.
Na koniec – najważniejsze
Serce malucha bije szybciej niż Twoje, bo dopiero uczy się rytmu życia. Czasem zrobi fałszywy krok, ale z każdym dniem jest silniejsze. A Ty? Jesteś jego najlepszym stetoskopem. Nie dlatego, że masz supermoce, tylko dlatego, że nikt nie zna tego maleństwa tak dobrze jak Ty.

Nazywam się Anna Nowicka i jestem mamą – to zdanie, które od lat otwiera większość moich wewnętrznych monologów.
Ten blog powstał z potrzeby podzielenia się tym, czego nie da się wypunktować w plannerze ani schować do kieszeni spodni po praniu: emocjami, które czasem niespodziewanie wypływają przy zmywaniu naczyń, odkryciami, które przychodzą o 3:14 nad ranem, i małymi zwycięstwami, które najczęściej pachną kawą i ciepłym śpiworkiem.
Piszę tu o sobie i o nas – bo odkąd zostałam mamą, świat zaczął się mieścić w szczegółach, a doświadczenie przestało być tylko moje. Dzielę się spostrzeżeniami, które chwytam w locie: o tym, jak czasem wystarczy jedno głębokie westchnięcie, żeby przestrzeń w głowie zrobiła się większa, i o tym, że „dobrze” nie zawsze wygląda jak na Instagramie.
Jeśli masz ochotę posiedzieć ze mną chwilę – bez gotowych recept, za to z dużą szczerością – zapraszam.