Dziś, gdy moja córka zniknęła za drzwiami swojego pokoju z kubkiem kakao i zeszytem do matematyki, usiadłam przy kuchennym stole i zdałam sobie sprawę, że właśnie minął pierwszy rok od „tego” dnia. Dnia, w którym w końcu kliknęłam „kupuj” przy laptopie, który wtedy wydawał się zbyt drogi, zbyt dorosły i zbyt niepotrzebny. Dzisiaj ten sam komputer leży na biurku obok plasteliny i notesu z naklejkami, a ja patrzę na niego jak na mały kamień milowy – moment, w którym „moje” dziecko stało się „naszym” domownikiem z własnym ekranem. Jeśli stoisz właśnie w tym samym miejscu – słucham, mam kilka myśli, które nie są ani wyrocznią, ani suchą listą parametrów, ale kobiecym, lekko zmęczonym, lekko dumny głosem zza kuchennego blatu.
- Kiedy serce mówi „już”, a rozum krzyczy „jeszcze nie”
Pamiętam moment, w którym dziecko wróciło ze szkoły i powiedziało: „Mamusiu, pani pytała, kto ma komputer, bo będziemy robić prezentacje w Canvie”. W głowie rozległ się alarm: „Ale ja przecież planowałam wstrzymać się do gimnazjum!”. Z drugiej strony usłyszałam cichy głos: „A co, jeśli odmówienie sprawi, że będzie czuć się jak bohater bajki bez miecza?”. To była pierwsza cegiełka: jeśli szkoła zaczyna wymagać, to znak, że półka, na której stoi nasze dziecko, zmienia wysokość. Nie musimy skakać od razu na najwyższy poziom, ale warto przysiąść na środkowym. - Budżet, który nie boli – czyli jak nie dać się porwać promocjom
Zacznijmy od pieniędzy, bo one zawsze bolą najbardziej. Styczeń i wrzesień to czas, kiedy sklepy zasypują nas hasłem „back to school”. Rabaty rzucają się jak kolorowe confetti, ale w środku tego balu łatwo zgubić rozsądek. Ja wybrałam marzec – miesiąc po wyprzedażach, kiedy temperatura za oknem rośnie, a ceny laptopów spadają. Bo prawda jest taka: komputer zeszłorocznego modelu, który ma już „tylko” 8 GB RAM-u, jest w zupełności wystarczający do PowerPointa i Minecrafta. A różnica w cenie? Dwie pary nowych trampek i weekend w górach. No i jeszcze jedno – nie bój się poleasingowych sprzętów. Moja siostra kupiła taki dla swojego syna, dodała naklejkę z dinozaurem i nikt nie zauważył, że to nie „świeżak”. - Granica, która sprawia, że śpisz spokojnie
Laptop to nie tylko sprzęt, to też wielka, migocząca brama do świata. Zanim jeszcze kurier zadzwonił do drzwi, usiadłam z dzieckiem przy kawie (dla mnie) i herbacie (dla niego). Rozłożyłam kartkę i podzieliłam ją na dwie kolumny: „Mogę” i „Nie mogę”. W kolumnie „Mogę” pojawiły się rzeczy typu „oglądać filmy z lektorem” czy „pisać wypracowanie do polskiego”. W drugiej „nie mogę” lądowały portale społecznościowe po 20.00 i instalowanie czegokolwiek bez pytania. Potem podpisaliśmy to obie – dziecko kredką, ja eyelinerem, bo długopis akurat się skończył. Ten papier wisi do dziś na lodówce. Czasem ktoś zagląda, czasem ktoś śmieje się, że wygląda jak średniowieczna umowa, ale działa. - Test „samodzielności” – czyli czy dziecko potrafi zrobić herbatę i kliknąć „zapisz”
Kupno laptopa to nie tylko kwestia wieku, ale i stopnia samodzielności. Zadałam sobie pytanie: czy dziecko potrafi samo ugotować jajko na twardo? Czy potrafi posprzątać po sobie w kuchni? Okazało się, że tak – a to był dla mnie znak, że jest gotowe ogarnąć też „cyfrową kuchnię”. Bo laptop to trochę taki mikrofalówka: jak się go zrozumie, to działa. Jak nie – to zostaje sucha pizza i płacz. Dziecko, które potrafi zadbać o kanapkę, potrafi też zadbać o plik z projektem. - Moment, w którym odkrywasz, że to nie koniec świata
Pierwszy tydzień po kupnie przypominał pierwszy tydzień po wyprowadzeniu się z domu rodzinnego – ciągle coś, ciągle „mamo, a jak się to zrobi?”. Ale potem przyszedł wieczór, w którym usłyszałam z pokoju: „Mamusiu, naprawdę mi pomogłeś, dzięki!”. I choć wiem, że zaraz znów będzie „mamo, przycięło się!”, to ten jeden moment zrekompensował mi wszystkie poprzednie. Bo laptop to nie tylko sprzęt – to dowód zaufania. A zaufanie zwraca się z nawiązką.
Czyli co zostaje, gdy emocje opadną
Jeśli więc stoisz właśnie przed ekranem z koszykiem i wahasz się, czy kliknąć „zamów”, zapytaj sama siebie o trzy rzeczy:
- Czy szkoła (lub hobby) zaczyna wymagać?
- Czy portfel wytrzyma cenę bez wyrzutów sumienia?
- Czy dziecko potrafi zadbać o coś więcej niż tylko siebie?
Jeśli choć dwa razy odpowiesz „tak”, to znak, że może warto puścić je w świat – z laptopem pod pachą i z nadzieją, że kiedyś wróci z kubkiem kakao i powie: „Mamusiu, dzięki, że mi zaufałaś”.
A jak już klikniesz „kupuj”, zrób sobie kawę. Będzie Ci potrzebna – bo przygoda dopiero się zaczyna.

Nazywam się Anna Nowicka i jestem mamą – to zdanie, które od lat otwiera większość moich wewnętrznych monologów.
Ten blog powstał z potrzeby podzielenia się tym, czego nie da się wypunktować w plannerze ani schować do kieszeni spodni po praniu: emocjami, które czasem niespodziewanie wypływają przy zmywaniu naczyń, odkryciami, które przychodzą o 3:14 nad ranem, i małymi zwycięstwami, które najczęściej pachną kawą i ciepłym śpiworkiem.
Piszę tu o sobie i o nas – bo odkąd zostałam mamą, świat zaczął się mieścić w szczegółach, a doświadczenie przestało być tylko moje. Dzielę się spostrzeżeniami, które chwytam w locie: o tym, jak czasem wystarczy jedno głębokie westchnięcie, żeby przestrzeń w głowie zrobiła się większa, i o tym, że „dobrze” nie zawsze wygląda jak na Instagramie.
Jeśli masz ochotę posiedzieć ze mną chwilę – bez gotowych recept, za to z dużą szczerością – zapraszam.