Wczoraj, gdy po raz setny czytaliśmy „Doktora Dolittle’a”, Tomek przerwał mi w pół zdania:
„Mamo, ale ty przecież wiesz, że ja potrafię czytać sam, prawda?”
„Wiem.” – odparłam. – „Ale ja to robię dla siebie, nie dla ciebie.”
I tak naprawdę jest. Choć mój syn od dwóch lat radzi sobie z książkami świetnie, nadal gromadzimy się wieczorem z kocykiem i herbatką malinową. Bo czytanie na głos to coś więcej niż nauka słówek – to nasz mały, codzienny rytuał, który sprawia, że oboje jesteśmy… po prostu szczęśliwsi.
Poniżej 9 powodów, dla których nie zamierzam przestać.
Bo „mamo, a co by było gdyby…” pojawia się zawsze po 3 stronach
Kiedy czytamy, Tomek zadaje pytania, na które nie ma odpowiedzi w Google. „A gdyby Wilk nie zjadł Czerwonego Kapturka, tylko został jego bodyguardem?” – zapytał wczoraj. Te chwile są jak okno do jego głowy.
Bo słyszę, jak jego słownik rośnie na moich oczach
„To jest nie-spra-wie-dli-we!” – powiedział ostatnio o księciu, który skazał smoka. Słowo „niesprawiedliwe” przewróciło mu się na języku, ale brzmiało jak wygrana w totka.
Bo to jedyny moment, kiedy nie kłócimy się o ekran
Tablet leży na ładowarce, telefon w kuchni. Książka nie ma powiadomień.
Bo „mamusia, przesadzasz” brzmi lepiej niż „mamo, nudzi mi się”
Kiedy czytamy o Pippi, Tomek śmieje się tak, że zapomina udawać „dużego chłopca”.
Bo dzięki temu wiem, że boi się burzy (i dlaczego)
Bohaterka książki bała się grzmotów – Tomek przyznał, że też. I nagle rozmowa o strachu stała się łatwiejsza niż po psychologicznym wykładzie.
Bo „czytaj dalej!” to najlepsza kołysanka
Nie muszę śpiewać (dobrze, bo nie umiem). Wystarczy, że zmieniam głos na wiedźmę.
Bo książki go wyprzedzają – i to jest OK
Czytamy „Małego Księcia” i nagle pada: „A dlaczego ten pan jest samotny?” Nie zawsze mam odpowiedź, ale razem szukamy.
Bo to inwestycja w naszą przyszłość
Nie chodzi o maturę. Chodzi o to, że za 10 lat, gdy będzie miał gorszy dzień, może sobie przypomni, że ktoś kiedyś siedział z nim pod kocem i czytał o wróżkach.
Bo po prostu… lubię to
Tomek już dawno nie potrzebuje mojej pomocy przy „trudnych” słowach. Ale ja potrzebuję jego ciepłej stopy na moim kolanie i zapachu jego włosów.
I co dalej?
Kiedyś, gdy będzie nastolatkiem, może powie: „Mamo, daj spokój”. Ale ja wiem, że gdzieś tam, w głowie, zostanie mu głos matki czytającej o dzikich stworach.
A Ty? Czytasz swojemu dziecku?
Jeśli tak – dasz znać, które książki najbardziej Wam się spodobały? A jeśli nie – spróbuj choć raz. Może odkryjesz, że to nie dziecko potrzebuje czytania.
To Ty

Nazywam się Anna Nowicka i jestem mamą – to zdanie, które od lat otwiera większość moich wewnętrznych monologów.
Ten blog powstał z potrzeby podzielenia się tym, czego nie da się wypunktować w plannerze ani schować do kieszeni spodni po praniu: emocjami, które czasem niespodziewanie wypływają przy zmywaniu naczyń, odkryciami, które przychodzą o 3:14 nad ranem, i małymi zwycięstwami, które najczęściej pachną kawą i ciepłym śpiworkiem.
Piszę tu o sobie i o nas – bo odkąd zostałam mamą, świat zaczął się mieścić w szczegółach, a doświadczenie przestało być tylko moje. Dzielę się spostrzeżeniami, które chwytam w locie: o tym, jak czasem wystarczy jedno głębokie westchnięcie, żeby przestrzeń w głowie zrobiła się większa, i o tym, że „dobrze” nie zawsze wygląda jak na Instagramie.
Jeśli masz ochotę posiedzieć ze mną chwilę – bez gotowych recept, za to z dużą szczerością – zapraszam.