Integracja sensoryczna u dzieci – Porady i wskazówki dla rodziców

Czy kiedyś zdarzyło Ci się, że Twoje dziecko nagle zasłania uszy w sklepie, bo dźwięk odkurzacza stojącego trzy alejki dalej jest po prostu nie do zniesienia? Albo że wyciera buzię po każdym kęsie zupełnie zwykłego obiadu, jakby gotował go szef kuchni z nadmiorem pieprzu? U mnie obie sceny powtarzały się tak często, że pewnego dnia zamiast czuć złość, poczułam ulgę – w końcu wiedziałam, że to nie „kaprys”, tylko sygnał. Dziś chcę Ci opowiedzieć, jak wyglądało nasze wejście w świat integracji sensorycznej bez patosu i z górą praktycznych trików, które naprawdę działają.

Dlaczego własnie „integracja sensoryczna” brzmi tak tajemniczo?
Bo w gruncie rzeczy chodzi o to, żeby mózg dziecka nauczył się „posegregować” bodźce – dźwięk, dotyk, zapach – i dać sobie z nimi radę. Niektóre maluchy robią to intuicyjnie, inne potrzebują treningu. I to nic złego. Gdybyśmy wszystkie biegały maraton bez przygotowania, też byśmy padły na pysk po dwóch kilometrach.

Pierwsze kroki – obserwacja bez lupy

Zaczęłam od prostego zeszytu w kratkę. Codziennie przez dwa tygodnie zapisywałam, co, kiedy i dlaczego wywołuje u mojej córki reakcję przypominającą małą bombę. Okazało się, że:

  • hałas suszarki w łazience publicznej = natychmiastowe schowanie się pod ręcznik,
  • piasek na placu zabaw = mina jak po cytrynie,
  • bluza z metką = tragedia godna Oscara.

Zeszyt nie ocenia – tylko notuje. Bez tego ani rusz, bo potem specjalista zapyta: „Kiedy dokładnie?”, a Ty nie będziesz pamiętać czy to było o 10:15, czy 10:45.

Kącik sensoryczny – nie musi kosztować fortuny


Najpierw spróbowałam podejścia „kup wszystko, co poleca Instagram”. Efekt: półka pełna gadżetów, dziecko nadal uciekało przed suszarką. Dopiero gymniczy worek zalany fasolą (tak, zwykłą, suchą fasolą z osiedlowego sklepu) okazał się hitem. Wrzuciłam do niego ukryte małe przedmioty – pinezki, kapsle, duże guziki – i codziennie przez pięć minut bawimy się w „znajdź skarb”. Córka zaczęła sama prosić o „fasolową wyprawę”. Sukces.

Regulacja dźwięku bez obrazania sąsiadów


Hałas był naszym numerem jeden. Klasyczne zatyczki podrażniały uszy, więc poszłam po całości – dokupiłam słuchawki redukcyjne dla dzieci (te z pandami, nie byłam w stanie się oprzeć). Nosimy je w torebce jak apteczkę. Ale żeby nie żyć w bańce, wprowadziłam „minutę ciszy” po powrocie do domu: wchodzimy, zamykamy drzwi, włączamy stoper i przez 60 sekund nie ma żadnego dźwięku, tylko głęboki oddech. Czasem wystarczy, żeby układ nerwowy zresetował się bez uciekania się do słuchawek.

Jedzenie – wojna czy przygoda?


U nas talerz zawsze przypominał pole bitwy. Dziecko nie chce zup? Zmieniłam konsystencję – zupa stała się gulaszem. Odrzuca marchewkę w kostkach? Pokroiłam w cienkie wiórki i nazwałam je „marchewkowym makaronem”. Największym odkryciem okazały się słomki do picia – dzięki nim koktajl z warzyw znika w dwie minuty, bo „picie przez słomkę” to nie jedzenie, tylko zabawa. Dzieci potrafią zwariować na punkcie takich szczegółów.

Plac zabaw – jak nie zrezygnować z wyjścia


Wystarczyło, że zamiast „idziemy na huśtawki” powiedziałam „idziemy na wyprawę”. Wzięłam ze sobą koszyczek i kartkę z listą „skarbów” do znalezienia: listek w kształcie serca, patyk dłuższy niż dłoń, kamyk z dziurką. Córka skupiła się na misji i nagle piasek przestał być problemem, bo trzeba było przejść po nim, żeby dotrzeć do kolejnego zadania. Czasem wystarczy przerzucić uwagę z ciała na głowę.

Kiedy szukać pomocy?


Jeśli widzisz, że codzienne czynności zamieniają się w nieustającą walkę, nie zwlekaj. Umów się do neurologa dziecięcego lub poproś pediatrę o skierowanie do terapeuty SI. Rozmowa z fachowcem nie jest wyrokiem – to mapa. Dzięki niej dowiesz się, które ćwiczenia naprawdę są dla Was, a które możesz sobie odpuścić. U nas pierwsza wizyta wyglądała jak wspólne puzzle: terapeutka układała obraz naszych trudności, a my zbieraliśmy brakujące elementy.

Pamiętaj: nie jesteś sama


W sieci roi się od mam-blogerek, które obiecują złote rozwiązania. Ja Wam obiecuję coś innego – że nie ma jednego słusznego schematu. Każde dziecko jest jak wyjątkowa mozaika, a Twoja intuicja jest najlepszym klejem. Jeśli więc któryś z moich trików nie zaskoczy – spokojnie, wymyśl własny. I daj znać, bo jestem ciekawa, co wymyślisz. Może wspólnymi siłami stworzymy drugą część tego wpisu?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *